niedziela, 19 czerwca 2016

Paweł Kazarin: Dlaczego Kreml wymienia Ukraińców na Ukraińców?

15.06.2016r.
Paweł Kazarin specjalnie dla 
Крым.Реалии (krym.org)
http://ru.krymr.com/content/article/27797717.html

Dlaczego Kreml wymienia Ukraińców na Ukraińców? 

Cała historia Donbasu to przykład tego, jak Moskwa, cynicznie wykorzystując prosowieckie nastroje, zdestabilizowała cały region tworząc własną „Somalię”.

Giennadij Afanasjew powinien wyjść na wolność w 2021 roku. Jurij Sołoszenko – w 2020. Upływ czasu to kwestia subiektywna – z punktu widzenia więźnia rosyjskiego zakładu karnego obie te daty są nieskończenie odległe. A stan zdrowia tych więźniów politycznych (u Sołoszenko – rak, u Afanasjewa – zakażenie krwi) mógł sprawić, że wyznaczone granice czasu stałyby się w ogóle nieosiągalne.  

Teraz jednak są już w domu – skończył się ich osobisty koszmar. Sam sposób ich uwolnienia jest jednak niezwykle ciekawy. Otóż nie zostali oni po prostu uwolnieni, a wymienieni. Przy czym był to wypadek, kiedy obywateli ukraińskich wymieniono właśnie na obywateli ukraińskich. W zamian do Rosji polecieli pochodzący z Odessy Jelena Gliszczynskaja i Witalij Didenko. W 2014 roku, jak wykazało śledztwo, stworzyli oni ruch separatystyczny dążący do utworzenia „Republiki Ludowej Besarabii”.    

Jeżeli ktokolwiek, jeszcze miesiąc temu powiedziałby, że Rosja będzie gotowa wymienić Ukraińców na prorosyjskich Ukraińców – zostałby wyśmiany. To dlatego, że od pierwszego dnia wojny stanowisko Kremla sprowadzało się do stwierdzenia „my nie mamy z tym nic wspólnego”.  Nawet przyznanie, że rosyjskie wojska brały udział w aneksji Krymu, było tylko połowiczne – żołnierze, według rosyjskiego prezydenta, jedynie pomagali Krymianom „zadecydować o przyszłości”.

Przy czym stosunek do wydarzeń na ukraińskim półwyspie był jednoznaczny: Rosja do tej pory próbuje przekonać wszystkich, że wojna - to dzieło rąk bankierów i że ma jedynie społeczny charakter. Że Moskwa nie jest stroną konfliktu, a negocjacje powinny odbywać się bezpośrednio między Donieckiem, Ługańskiem i Kijowem. A wszelkie działania separatystyczne w regionie mają swoje źródło w sprzeciwie samych Ukraińców wobec narzuconej „pomajdanowej wizji Ukrainy”.     

I wobec tych właśnie faktów Kreml przyjmuje do siebie ukraińskich obywateli, którzy dwa lata temu apelowali do rosyjskiego gwaranta o wykorzystanie „krymskiego precedensu” na terytorium całej Ukrainy. Jeżeli wymiana odbywa się według zasady „nasi za waszych”, to w tym przypadku Gliszczynskaja i Didenko są „naszymi” dla Moskwy. Dla tej samej Moskwy, która jeszcze niedawno próbowała odciąć się nawet od jakichkolwiek aluzji, że uczestniczy w wydarzeniach mających miejsce na terytorium swojego sąsiada.  

Jeżeli nie widzicie państwo w tym sprzeczności, to przypomnijcie sobie historię Donbasu – to przykład tego, jak Moskwa, cynicznie wykorzystując prosowieckie nastroje, zdestabilizowała cały region tworząc własną „Somalię”. Kałasznikow pełni w nim rolę jedynej socjalnej windy, a wszystkie apele miejscowej prosowieckiej ludności o wprowadzenie wojsk lub przyznanie paszportów z dwugłowym orłem i tak pozostały bez odpowiedzi.   

Jeśli historia Gliszczynskiej i Didenko stanowi sygnał Moskwy „do użytku wewnętrznego” o tym, że „swoich nie zostawiamy”, to tych dwoje mieszkańców Odessy, w niedługim czasie, powinno stać się głównym tematem doniesień rosyjskiej prasy. Powinni stać się osobami publicznymi, wszechobecnymi, rozmownymi. Wtedy sygnał ten stanie się rzeczywiście nową „normą”: tak długo, jak popierasz Rosję, Kreml o tobie nie zapomni, i wcześniej lub później, ale przygarnie do siebie. Jeśli jednak Gliszczynską i Didenko spotka ten sam los, co Aleksandrowa i Jerofejewa, to o żadnym sygnale nie może być mowy.

Dlatego właśnie od momentu powrotu do Rosji żołnierzy Specnazu, ich los nikomu nie jest znany. Nawet rosyjskie kanały telewizyjne przedstawiły uwolnienie Nadieżdy Sawczenko nie jako wymianę, a jako akt miłosierdzia.  Przy czym nawet nie wszystko było takie „jednostronne”. Z tego właśnie powodu Kreml odstawił przedstawienie z rodzinami zabitych dziennikarzy proszącymi Władimira Putina o uwolnienie lotniczki. Wobec tego, że krewni byli przekonani o jej udziale w śmierci ich bliskich, całe zagranie było niezwykle cyniczne.    

I właśnie teraz z całą swoją siłą wyrastają przed nami kolejne retoryczne pytania. Dlaczego Kreml zwraca Ukrainie jej obywateli, skoro nie tak dawno temu nie chciał nawet rozmawiać na ten temat? Czy rozmowy toczą się między Kijowem i Moskwą czy Kreml targuje się z Brukselą i Waszyngtonem? Co zyskuje Rosja na wymianie ukraińskich obywateli i czy jej interes ogranicza się jedynie do tego, że lojalni wobec Kremlu obywatele opuszczą ukraińskie więzienia? Jak wiele jest takich umów i ilu nazwisk będą one jeszcze dotyczyć?


Odpowiedzi na te właśnie pytania określą przyszłą rzeczywistość. W pragnienie pokoju Moskwy, jak i w gotowość kierowania się abstrakcyjnym humanitaryzmem – trudno uwierzyć. Koniec końców decyzję o ułaskawieniu Ukraińców podjął ten sam człowiek, który dwa lata wcześniej oznajmił światu, że jakiekolwiek granice nie mają dla niego żadnego znaczenia, bo „rosyjski świat” nie zna granic, a jedynie horyzonty.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz