15.06.2016r.
Paweł Kazarin specjalnie dla Крым.Реалии (krym.org)
http://ru.krymr.com/content/article/27797717.html
Paweł Kazarin specjalnie dla Крым.Реалии (krym.org)
http://ru.krymr.com/content/article/27797717.html
Dlaczego Kreml wymienia Ukraińców na Ukraińców?
Cała historia Donbasu to przykład tego, jak Moskwa, cynicznie wykorzystując prosowieckie nastroje, zdestabilizowała cały region tworząc własną „Somalię”.
Giennadij Afanasjew powinien wyjść na
wolność w 2021 roku. Jurij Sołoszenko – w 2020. Upływ czasu to kwestia
subiektywna – z punktu widzenia więźnia rosyjskiego zakładu karnego obie te
daty są nieskończenie odległe. A stan zdrowia tych więźniów politycznych (u
Sołoszenko – rak, u Afanasjewa – zakażenie krwi) mógł sprawić, że wyznaczone
granice czasu stałyby się w ogóle nieosiągalne.
Teraz jednak są już w domu – skończył się
ich osobisty koszmar. Sam sposób ich uwolnienia jest jednak niezwykle ciekawy.
Otóż nie zostali oni po prostu uwolnieni, a wymienieni. Przy czym był to
wypadek, kiedy obywateli ukraińskich wymieniono właśnie na obywateli
ukraińskich. W zamian do Rosji polecieli pochodzący z Odessy Jelena
Gliszczynskaja i Witalij Didenko. W 2014 roku, jak wykazało śledztwo, stworzyli
oni ruch separatystyczny dążący do utworzenia „Republiki Ludowej Besarabii”.
Jeżeli ktokolwiek, jeszcze miesiąc temu
powiedziałby, że Rosja będzie gotowa wymienić Ukraińców na prorosyjskich
Ukraińców – zostałby wyśmiany. To dlatego, że od pierwszego dnia wojny
stanowisko Kremla sprowadzało się do stwierdzenia „my nie mamy z tym nic
wspólnego”. Nawet przyznanie, że rosyjskie wojska brały udział w aneksji
Krymu, było tylko połowiczne – żołnierze, według rosyjskiego prezydenta,
jedynie pomagali Krymianom „zadecydować o przyszłości”.
Przy czym stosunek do wydarzeń na ukraińskim półwyspie
był jednoznaczny: Rosja do tej pory próbuje przekonać wszystkich, że wojna - to
dzieło rąk bankierów i że ma jedynie społeczny charakter. Że Moskwa nie jest
stroną konfliktu, a negocjacje powinny odbywać się bezpośrednio między
Donieckiem, Ługańskiem i Kijowem. A wszelkie działania separatystyczne w
regionie mają swoje źródło w sprzeciwie samych Ukraińców wobec narzuconej
„pomajdanowej wizji Ukrainy”.
I wobec tych właśnie faktów Kreml przyjmuje do siebie ukraińskich obywateli, którzy dwa lata temu apelowali do rosyjskiego gwaranta o wykorzystanie „krymskiego precedensu” na terytorium całej Ukrainy. Jeżeli wymiana odbywa się według zasady „nasi za waszych”, to w tym przypadku Gliszczynskaja i Didenko są „naszymi” dla Moskwy. Dla tej samej Moskwy, która jeszcze niedawno próbowała odciąć się nawet od jakichkolwiek aluzji, że uczestniczy w wydarzeniach mających miejsce na terytorium swojego sąsiada.
Jeżeli nie widzicie państwo w tym
sprzeczności, to przypomnijcie sobie historię Donbasu – to przykład tego, jak Moskwa, cynicznie wykorzystując
prosowieckie nastroje, zdestabilizowała cały region tworząc własną „Somalię”.
Kałasznikow pełni w nim rolę jedynej socjalnej windy, a wszystkie apele
miejscowej prosowieckiej ludności o wprowadzenie wojsk lub przyznanie
paszportów z dwugłowym orłem i tak pozostały bez odpowiedzi.
Jeśli historia Gliszczynskiej i
Didenko stanowi sygnał Moskwy „do użytku wewnętrznego” o tym, że „swoich nie
zostawiamy”, to tych dwoje mieszkańców Odessy, w niedługim czasie, powinno stać
się głównym tematem doniesień rosyjskiej prasy. Powinni stać się osobami
publicznymi, wszechobecnymi, rozmownymi. Wtedy sygnał ten stanie się
rzeczywiście nową „normą”: tak długo, jak popierasz Rosję, Kreml o tobie nie
zapomni, i wcześniej lub później, ale przygarnie do siebie. Jeśli jednak
Gliszczynską i Didenko spotka ten sam los, co Aleksandrowa i Jerofejewa, to o
żadnym sygnale nie może być mowy.
Dlatego właśnie od momentu powrotu do
Rosji żołnierzy Specnazu, ich los nikomu nie jest znany. Nawet rosyjskie kanały
telewizyjne przedstawiły uwolnienie Nadieżdy Sawczenko nie jako wymianę, a jako
akt miłosierdzia. Przy czym nawet nie wszystko było takie „jednostronne”.
Z tego właśnie powodu Kreml odstawił przedstawienie z rodzinami zabitych
dziennikarzy proszącymi Władimira Putina o uwolnienie lotniczki. Wobec tego, że
krewni byli przekonani o jej udziale w śmierci ich bliskich, całe zagranie było
niezwykle cyniczne.
I właśnie teraz z całą swoją siłą
wyrastają przed nami kolejne retoryczne pytania. Dlaczego Kreml zwraca Ukrainie
jej obywateli, skoro nie tak dawno temu nie chciał nawet rozmawiać na ten
temat? Czy rozmowy toczą się między Kijowem i Moskwą czy Kreml targuje się z
Brukselą i Waszyngtonem? Co zyskuje Rosja na wymianie ukraińskich obywateli i czy
jej interes ogranicza się jedynie do tego, że lojalni wobec Kremlu obywatele
opuszczą ukraińskie więzienia? Jak wiele jest takich umów i ilu nazwisk będą
one jeszcze dotyczyć?
Odpowiedzi na te właśnie pytania określą
przyszłą rzeczywistość. W pragnienie pokoju Moskwy, jak i w gotowość kierowania
się abstrakcyjnym humanitaryzmem – trudno uwierzyć. Koniec końców decyzję o
ułaskawieniu Ukraińców podjął ten sam człowiek, który dwa lata wcześniej
oznajmił światu, że jakiekolwiek granice nie mają dla niego żadnego znaczenia,
bo „rosyjski świat” nie zna granic, a jedynie horyzonty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz